Historia z życia: Pod latarnią jest najciemniej

aparat słuchowy geersJak przekonać do aparatu słuchowego?

Niedzielne przedpołudnie, wierni wychodzą z nabożeństwa, grupki znajomych zatrzymują się przed świątynią, by porozmawiać, wy­mienić się ploteczkami wiejskimi. W jednej z takich grupek stoi mój tata, rozmawia z kole­gami. Podchodzę do niego, witam się z pozo­stałymi, przez chwilę rozmawiamy. Ktoś rzuca żartem, wszyscy się śmiejemy. Po chwili się żegnamy, idziemy do samochodu. W drodze do domu tata pyta, z czego się śmialiśmy…

Pierwsze sygnały

Spotkanie rodzinne, jest nas bardzo dużo, około 30 osób, więc gwar jest znaczny. Roz­mowy, śmiechy, pewnie też jakieś drobne sprzeczki – jak to na tego typu imprezach. Siedzę naprzeciwko taty, o coś go pytam. W jego oczach widzę niewypowiedziane pyta­nie – „o co ci chodzi?”. Ukradkiem zaczynam go obserwować. Jakiś taki wycofany, cichy, nie bierze udziału w dialogu; z drugiej strony, my­ślę sobie, on nigdy nie był duszą towarzystwa.

Wpadam z wizytą do rodziców. Oczywi­ście, z mamą siadamy przy kuchennym stole, by poplotkować, tata w pokoju przed tele­wizorem, w końcu to Teleexpress, czyli świę­ty czas ojca. Mama coś mi opowiada, ale nie pamięta szczegółów, więc woła do taty: „o co niby poszło między sąsiadami?”. Cisza. Krzyczy do niego, wtedy dopiero jest reak­cja. Tata, zły, przychodzi do nas i mówi, żeby mama nie wrzeszczała do niego, bo ogląda wiadomości i przecież wtedy jej nie słyszy.

Takie sytuacje mogę mnożyć w nieskończo­ność – tato siadający na końcu stołu, aby móc szybko wyjść; podczas imprez ciągle jedze­nie na talerzu, aby w chwili, gdy niedosłyszy mógł zacząć jeść; brak chęci do wychodzenia z domu, nagłe zamiłowanie do książek.

Uświadomienie problemu

Pewnie uznałabym, że tak już jest w tym wie­ku, gdyby nie to, że od kilku miesięcy pracowa­łam w GEERSie. Moja zdolność obserwacji się wyostrzyła, jednak dyplomacji niekoniecznie…

– Tato, czy ty nie słyszysz?

– Zwariowałaś? Gdybym nie sły­szał, to jak bym z tobą rozmawiał?

– To inaczej – wszystko słyszysz czy czasem ci się wyrazy zlewają?

– Pewnie, że tak. Zwłaszcza, gdy jest was dużo i się drzecie jak potępieńcy.

– Ale jak telewizję oglądasz ci­cho, to wtedy słyszysz?

– Jakbym dał głośno, to mama by na mnie krzyczała.

– Czyli nie słyszysz wszystkiego?

– Słyszę tyle, ile powinienem!

Tak mniej więcej wyglądała nasza roz­mowa. Moja siostra jest pielęgniarką, więc była drugą osobą, z którą postanowiłam o tym pomówić. I tu spotkało mnie spore za­skoczenie, ponieważ stwierdziła, że jak na człowieka po siedemdziesiątce to tata dobrze sobie radzi i nie ma powodu do niepokoju… Naprawdę, to powiedziała pielęgniarka?

Rozmowa z mamą wyglądała już inaczej. Przyznała, że widzi problem, że coraz trudniej się jej z tatą rozmawia i jeśli uda mi się go namó­wić na badanie, to mam jej błogosławieństwo. Tylko co mi z niego, skoro mój ojciec jest najbardziej upartym człowiekiem na świecie? Wiedzia­łam, że prosto nie będzie, ale próbować trzeba.

Jak przekonać do aparatu słuchowego? Szybkie działanie

Starałam się wielokrotnie, rozmawiałam, przekonywałam, prosiłam, groziłam… „Nie!” – to była jedyna odpowiedź. Musiałam znaleźć sposób na tego uparciucha i wykorzystać ja­kiś podstęp. Z pomocą przyszła mi wizyta taty u lekarza w szpitalu. Uznałam, że tylko tak, czyli bez jego wiedzy, mogę coś zdziałać. Omówiłam z mamą temat, uzgodniłyśmy taktykę – w razie czego nikt nic nie wie. Podobnie zrobiłam z kole­żankami w pracy. Nakreśliłam im sytuację z na­dzieją, że gdy tata będzie już w gabinecie i ktoś inny się nim zajmie, to przestanie być oporny.

Tak też się stało. Miałam odebrać tatę ze szpitala o określonej godzinie i odwieźć do domu, ale zamiast tego przywiozłam go do GEERSa. Na miejscu oddałam go w ręce jednej z protetyczek słuchu, informując
go równocze­śnie, że nie ma wyjścia, ponieważ wszystko zostało już z mamą uzgodnione i dziś wra­ca do domu z aparatem. Jego wzrok był tak wymowny, że wolałam zejść mu z drogi…

Zakup aparatu i adaptacja

Efektem tej całej konspiracji było zamówie­nie aparatu wewnątrzusznego – warunek taty, bo przecież ktoś mógłby zauważyć, że nosi aparat. Dodatkowo był na nas, a zwłaszcza na mnie, obrażony przez jakiś miesiąc, przez co pozbawił mnie niedzielnych obiadków w domu rodzinnym. Po czasie uznał jednak, że pomysł nie był taki głupi, a wręcz przeciwnie. Jasne, że nie od razu było cudownie, początkowo borykał się z nadmiarem hałasu, z dźwięka­mi nagłymi i niespodziewanymi, wiele z nich musiał sobie przypomnieć i nauczyć się je akceptować. Całkowity proces aklimatyza­cji trwał około 3 miesięcy. Dopiero po takim czasie był gotowy przyznać nam rację.

I można powiedzieć, że wszystko zakoń­czyło się pełnym sukcesem, ale to był dopiero początek akcji „aparat dla rodziny”. Następny w kolejce ustawił się brat mojego taty, który dopiero po roku dowiedział się, że słuch taty jest wspomagany aparatem słuchowym. Później przyszedł czas na mojego brata, jego teściową, dziadków znajomych, znajomych znajomych…

Satysfakcja i spełnienie

Jak wcześniej wspomniałam, konspiracyjne działania z tatą – głównym bohaterem tej histo­rii – miały miejsce na początku mojej przygody z GEERSem. Był to zarazem przełomowy mo­ment w mojej pracy.
Mogę powiedzieć, że od czasu, gdy widzę, na co dzień działanie aparatu słuchowego na żywym organizmie, wierzę w to, co robię. Wierzę, że pomagam, że ułatwiam komuś życie. To już nie tylko wiedza teoretyczna, ale praktyka – stałe kontakty z ludźmi korzysta­jącymi z pomocy słuchowych. Na własne oczy widziałam okres adaptacji, przyzwyczajania się do ciała obcego, jakim jest aparat, widzia­łam wychodzenie ze świata ograniczonego słyszenia, widziałam, że nie zawsze jest to proste i oczywiste.

Stąd też wiem, że nieoce­nioną rolę w całym procesie odgrywa rodzina, która czasem musi pilnować, aby aparat był założony, czasem stosować wybiegi typu „mó­wimy ciszej, niech włoży aparat”. Rodzina, która wspiera, rozumie i się angażuje. Zrozumienie przez najbliższych, że niedosłuch to choroba, której objawy możemy złagodzić, to jeden z naj­ważniejszych kroków do lepszego słyszenia.

Z racji tego, że w moim najbliższym oto­czeniu znajdują się moi klienci, zadowoleni klienci, że mam z nimi stały kontakt i widzę ich radość, mam pewność, że jestem na właściwym miejscu. Moja praca to nie tylko zarabianie pieniędzy, ale przede wszyst­kim coś, w czym się spełniam. Bo nie ma nic cenniejszego niż wdzięczność. Widząc, jak mój tata już nie ucieka od rozmów pod­czas spotkań rodzinnych, jak bierze czynny udział w dyskusjach, jak poprawiła się jego pamięć, wiem, że moja praca ma sens.

Danuta Gancarz – dyplomowany protetyk słuchu GEERS